sobota, 27 sierpnia 2011

Coke Live Music Festival '11


Minął już tydzień, emocje opadły, ale wspomnienia nadal pozostają w głowie. W tym roku zostałem zaskoczony... i to nieraz - bardzo pozytywnie. Trudno mi przyznać, że bawiłem się lepiej niż rok temu (no bo MUSE -! i w ogóle!), a Kanye dorównał (może gdyby mnie nie zanudził wydłużonym Say You Will /jedna z piosenek które średnio lubię/ oraz wydłużonym do ponad 20 minut Runaway to przebiłby) zeszłorocznej gwieździe - zespołowi Muse.

Wydawało się, że pierwszy dzień nie będzie zbyt udany z powodu męczącej jazdy pociągiem na korytarzu (! 10 h 40 minut ! ale pocia przyjechał na CZAS!). Kolejnym "psujem" miała być pogoda. Mimo początkowo bardzo słonecznej (wręcz upalnej) pogody, nadszedł chłodny wiatr, a wraz z nim deszcz. O 17.30 - wraz z wejściem na scenę pierwszego zespołu, You Me At Six - nagle wyszło słońce co od razu poprawiło nastawienie. Ludzi było niewiele jeszcze. Staliśmy pod samą sceną i obserwowaliśmy, raczej biernie, zupełnie nieznany mnie zespół. Doszedłem do wniosku, że YMAS przypomina - i muzyką, i zachowaniem na scenie - zespół Blackout - także mówili, że są z UK, także wyszli do publiczności i także mieli całkiem energetyczną muzykę. Jednak robili to wszystko o wiele łagodniej (może to brak tej swobody co na Jarocinie?). Potem nadszedł czas na White Lies - jeden z zespołów na które czekałem. Nie zawiodłem się. Chociaż, zdziwiło mnie, że zaczęto od Farewell To The Fairground - akurat moja ulubiona piosenka i już na początku? Nieważne. Bawiłem się świetnie. Wokalista chyba również, bo miał szeroki uśmiech na twarzy przez cały występ. Miejsce blisko sceny sprawiało, że nie dało się ustać w miejscu, więc z radością dzieciaka podskakiwałem (chociaż jakby przesłuchać na spokojnie to nie wiem jak to możliwe? ) do utworów zespołu.

 (Filmy kręcone komórką)


[więcej: na Youtube]


Trochę mnie zaskoczyło jak szybko upłynął czas podczas koncertu. Dobre miejsca trzeba było pilnować, więc czekaliśmy na kolejny koncert z niecierpliwością ponad 40 minut. Robiło się coraz ciaśniej. Zaskoczyło mnie to, że The Kooks cieszą się aż tak wielką rzeszą fanów w Polsce. Początek - ulubione (znowu!) Always Where I Need To Be- nie był zbyt przyjemny - ścisk w tłumie sprawił, że ze swoją grupką się pogubiliśmy. Potem co prawda ludzi jakby ubyło, ale napływ powietrza powstał dopiero przy padającym deszczu (którego w ogóle nie było czuć w tym tłumie).  Zespół poza swoim znanymi przebojami zaśpiewał nowe piosenki. Niektóre, jak np. Junk Of The Heart były już znane wcześniej. Właśnie na tym utworze fajni rozpoczęli akcję - wypuścili bańki i baloniki - wyszło naprawdę dobrze! Skandowanie przez fanów Seaside spowodowało, że wokalista został niejako zmuszony wykonać ten utwór. Publiczność miała śpiewać również. Pierwsze linijki jakoś poszły, potem chyba mało kto znał tekst. Wokalistka Luke nieźle bawił się na scenie i wchodził w interakcję z publicznością - jednak jego (naprawdę świetny) brytyjski akcent był dla mnie niezrozumiały.

The Kooks Setlist Coke Live Music Festival, Kraków, Poland 2011, 2011 - Festival Tour


Po trzech brytyjskich zespołach wybrałem się pod scenę namiotową na koncert Kida Cudiego. Nie wiem czy umieszczenie go tam to był dobry pomysł. Mnóstwo ludzi stało przed namiotem i niewiele było widać, ale jakoś przedostałem się do środka. Cudi naprawdę dał fajny koncert. Chodzi plotka, że sam Kanye go podglądał, ale na wspólny występ było już za późno. Kid Cudi nie ugiął się na wołanie "DAY AND NIGHT!" i grał to co planował do samego końca. Ostatnim utworem było Memories (sygnowane jako nagranie Davida Guetty z gościnnym udziałem Cuddiego), które zostało pomieszane z klubową wersją Day'N'Night. Nawet nie zauważyłem, że na głównej scenie rozpoczął się koncert Interpolu. Zespół bardzo dobrze brzmiał na żywo, ale brakowało tu jakby energii pewnej (a może to mi brakowało już energii?). Wokalista bardzo statyczny, ale jednak reagujący żywo z publicznością. Jako jedyny wykonawca, Interpol, "dał się namówić" na bis. W sumie nie było wiele ludzi na tym koncercie. Mogłem spokojnie podejść (prawie) pod scenę. 

Przyznam, że pierwszy dzień oceniałem bardzo pozytywnie (nadal oceniam), ale nie wiedziałem co nadejdzie drugiego dnia. 


Sobotę festiwalową rozpoczął Pablopavo wraz z Ludzikami (jedyni polscy wykonawcy na głównej scenie). Tłumu nie było, widać również, że niewiele osób znało wokalistę, ale koncert był dość pozytywny. Po nich była kolej na Everything Everything. To chyba był najsłabszy punkt całego festiwalu. Koncert średnio porywał, nie był zły, ale trochę nudnawy. Ogień zapłonął przy zespole Editors. Niestety podkręcenie tempa w pewnym momencie pobudziło ludzi z tylnej części do przepchnięcia się na przód, co spowodowało niezłe zamieszanie pod sceną, rozdzielenie ze znajomymi, utratę zegarka. Mimo tego, bawiłem się świetnie. 
Editors Setlist Coke Live Music Festival, Kraków, Poland 2011
Ostatni koncert - finał Coke Live Music Festival 2011 - okazał się najlepszy. To nie był tylko koncert - to było całe teatralne show. Kanye West nie zawiódł. Oprawa dekoracyjna, a także zespół tancerek, dodatkowy wybieg - to wszystko nadało koncertowi oryginalności. Występ (podzielony na akty) rozpoczął się od wbiegających tancerek na scenie - sam wokalista rozpoczął go rapując na dźwigu, by potem przejść po wybiegu na scenę. To był naprawdę świetne widowisko, które trudno opisać słowami. Każdy element był dopracowany, łącznie z kontaktem z publicznością. To był najdłuższy koncert festiwalu, trwał aż 2,5 h. Oglądałem go z tłumu (z którego nie mogłem wręcz wyjść), w którym nie mogłem swobodnie ruszać rękoma, ale naprawdę było to warte.


Coke Live - to już drugi w moim życiu i oby nieostatni. Czekam na kolejnych wokalistów, którzy dadzą takie show jak Kanye, czy też Muse rok wcześniej. Nasuwa się pytanie skoro Coke Live - w pewnym sensie mniejszy Open'er wygląda tak, to jak wygląda ten właściwy HOF?

4 komentarze:

humunga-dunga pisze...

Czytając ten blog, aż kipię z zazdrości, że nie pojechałem (choc tak naprawdę nawet nie mogłem - ślub brata). Chyba już w tym roku zacznę zberać kasę na przyszłoroczne festiwale :D

korytarz w pociągu ! pisze...

Do końca życia będę się ciąć, że zasnęłam na Interpol.

martusia565 pisze...

Naprawdę na Interpolu było mało ludzi? Bo nie wiem, stałam cały czas pod sceną. W sumie wszystkie fanki The Kooks się zwinęły, więc możliwe. Średnia wieku na Interpolu była wyraźnie wyższa. I oni są tacy... niezbyt energiczni! Dla mnie koncert Coke'a. Kanye - szok! To faktycznie było widowisko. Gdy szalał na głównej ludzie w namiocie skandowali "Jebać Kanye'go, Gooral jest lepszy od niego!". To było niezłe. A HOF jest świetny. Choć przykro mi to mówić, Coke go w tym roku niewątpliwie przebił. Rozpisałam się... Więc kończę. Pozdro. ;)

Nastka pisze...

Hehe, przeczytałam kiedyś na forum wpis dziewczyny, która zasnęła na koncercie Archive. Podobno opierała się o ścianę i jakoś tak się jej zasnęło.:p Podkreślę, że to był osobny koncert.
Na Editorsach na tegorocznym Coke'u ktoś zdjął mi but (to odnoście zegarka młodego dudy:p) i pomyślałam, że już po nim. Jakoś dałam sobie z nim radę. Ale najlepszy w tym wszystkim był kolo, który prowadził konwersację z Martą o tym bucie w czasie koncertu.:D